Jacht Azimuth z załogą na pokładzie wrócił szczęśliwie z Północy i po ponad 3 miesiącach skończył wyprawę w norweskim Tromso. Przed Wami podsumowanie zakończonej ekspedycji jakie otrzymaliśmy od Załogi!
14 czerwca br., właśnie we wspomnianym Tromso jacht pożegnał się z kontynentem i żeglując na północ rozpoczął ekspedycję. Już wówczas było wiadomo, że warunki pogodowe i lodowe będą w tym roku bardzo trudne.
Marek Rajtar (kapitan): „Ekspedycja została podzielona na 3 części: pierwsza to dopłynięcie przez Arktyczne Morza na Svalbard. Celem drugiej części była eksploracja Spitsbergenu, sprawdzenie warunków oraz przygotowania jachtu. Mówiąc żargonem himalaistów – zakładanie baz i aklimatyzacja. No i na koniec trzecia: tak zwany atak szczytowy. Skonsumowanie ponad rocznych przygotowań i dotychczasowych działań w 24 dniowej ekspedycji północnej. Wisienka na torcie”.
Svalbard jest zawsze światem zaskakującym, potęga sił natury widoczna jest na każdym kroku i człowiek bardzo szybko uświadamia sobie, że nie może wyrwać Arktyce nic więcej niż sama zamierza mu dać. Zastane na miejscu warunki okazały się wyjątkowo trudne i nawet dla osób, które spędziły tu już wiele lat były zaskoczeniem. Bardzo duża ilość lodu, zła pogoda oraz liczne nie spotykane do tej pory anomalie.
Marek Rajtar: „Od kilku miesięcy obserwowaliśmy dzień w dzień zdjęcia satelitarne pól lodowych na Svalbardzie oraz ich przemieszczenia. Lód oparł się na północy archipelagu i ze względu na swoją bliskość generował trudne warunki pogodowe, dużą ilość opadów śniegu i deszczu oraz niską temperaturę. Bardzo często również wiały mocne wiatry, w tym sztormowe. Dodatkowo bliskość lodu nie dawała bezpiecznego buforu do eksploracji Północy. Wraz ze znajomymi porównaliśmy aktualną sytuację z archiwalnymi danymi i stwierdziliśmy zgodnie, że przez ostanie 15 lat nie było tak niekorzystnych warunków”.
Jednym z głównych celów ekspedycji miało być opłynięcie od północy Ziemi Północno-Wschodniej. Przylegający zwarty lód do północnych części Svalbardu nie pozwalał jednak o tym myśleć. Jacht nie był w stanie przebić się przez miejsca w których nie poradziłby sobie nawet lodołamacz. Należało zweryfikować plany i skoncentrować się na odkrywaniu północnych miejsc. Było już wiadomo, że będzie to trudna ekspedycja, niosąca z sobą wiele realnych zagrożeń i ryzyk.
M.R.: Plan eksploracji dalekiej północy musiał zostać zmieniony. W trudnych warunkach, w zimnie, w osamotnieniu poznawaliśmy granice swoich możliwości i często odkrywaliśmy nieznane dotąd pokłady. Arktyka oddziela mężczyzn od chłopców.
Ekspedycja nabrała bardzie ekstremalnego charakteru, planowany wcześniej czas na odkrywanie kolejnych miejsc zamieniał się w dużej mierze na walkę z pogodą, kolejnymi lodowymi pakami, sztormami. Nie udało się popłynąć za 82 st. N, ale ciągłe przebywanie w strefie 80 st miało swój smak. To miejsce to lodowa pustynia, brak jest tam wszystkiego poza lodem i zimnem. Brak portów, bezpiecznych miejsc, mapy nie obejmują swoim zakresem brzegów, wysepek – można spodziewać się wszystkiego. Uczestnicy ekspedycji zostali pozostawieni sami sobie i zmuszeni do wielu wysiłków, aby przetrwać. Lód pozamykał bezpieczne, planowane przejścia, a pogoda przytrzymywała ich w niedostępnych miejscach. Jedyny kontakt z cywilizacją zapewniał telefon satelitarny przez który przekazywane były wciąż niekorzystne prognozy. Pomimo tych trudnych warunków czas nie został stracony. Surowość krajobrazu północy dostarczała uczestnikom wyjątkowych wrażeń, ciągle zmieniające się kompozycje lodu i śniegu niosły z sobą piękno. Dodatkowo częste spotkania ze zwierzętami (niedźwiedzie polarne, wieloryby, morsy) były niezapomniane. Przebywanie tu niosło też duże wartości odkrywcze tych niedostępnych miejsc, wszystko było dokumentowane, aby posłużyło w przyszłości. Realizowane też były różne programy, w tym badania odporności ludzkiego organizmu na zimno w ramach programu „Nie daj się odmrozić”. Każda możliwość była też wykorzystywana do filmowania miejsc i zjawisk.
Ostatnia część ekspedycji to powrót do Norwegii. Trasa ze stolicy Svalbardu do kontynentu to ponad 700 mil morskich przez Arktyczne Morza (Grenlandzkie, Barentsa, Norweskie). Wrzesień na Svalbardzie oznacza bardzo szybkie i odczuwalne skracanie dnia, a schodząc na południe ten efekt się zwielokrotnia. Na początku ekspedycji dzień trwał niemal 24 h, a na końcu trasy już tylko 12 h. Wrzesień to również okres przechodzenia przez ten akwen licznych niżów. Dlatego dużym wyzwaniem był bezpieczny powrót. Udało się tego dokonać w ciągu 6 dni. W tym czasie jacht Azimuth przebił się przez dwa sztormy, kilkumetrowe fale oraz liczne burze śnieżne. Kiedy w końcu na widnokręgu pojawił się ląd wszyscy odetchnęli z ulgą.
MR. Wróciliśmy bezpiecznie – to najważniejsze. Musieliśmy sporo powalczyć po drodze, ale daliśmy radę. Kiedy w końcu stoi się w porcie i pod nogami czuje ląd - szybko zapomina się o tym co było. Ale zakochaliśmy się jeszcze bardziej w Północy. Mamy tam coś do zrobienia. Wrócimy na pewno w przyszłym roku i podejmiemy kolejną próbę.
Marcin Sobczyński (uczestnik): To już druga moja ekspedycja na Spitsbergen, która jeszcze mocniej pogłębiła pokorę i szacunek dla natury. Było ciężko, trzeba było podjąć czasami bardzo trudne decyzje, ale jak się okazało: trafne. Doprowadziły do szczęśliwego zakończenia ekspedycji. Przeżyłem bardzo wartościowe doświadczenie. Dałem radę, niesamowita przygoda, chwile grozy, niesamowici ludzie, umocniłem przyjaźnie, przekroczyłem 80⁰ N, zobaczyłem cielące się lodowce, bieługi i morsy, wspaniałe miejsca i widoki. Daleka północ uzależnia!”
Ekspedycja w liczbach:
Ilość dni: 93
Ilość uczestników: 19 osób
Ilość przebytych mil morskich: 2550
Najwyższa szerokość północna: 80 st 18’ N